Praca na oddziale ratunkowym to istny emocjonalny rollercoaster.
Na radiostacji słyszymy, że przywiozą nam starszą panią, uczestniczkę wypadku komunikacyjnego. Okej, norma, nic szczególnego więcej koledzy z pogotowia nie przekazali. Wjeżdżają do nas i początkowo pada decyzja, żeby kobietę przełożyć na najzwyklejszą salę zabiegową. Lecz jeszcze nie zdążyli tam dotrzeć a kogoś tknęło, żeby jednak była na reanimacyjnej. Pacjentka przytomna, ale w niewielkim stopniu. Przenosimy ją na nasze łóżko, szybkie „okablowanie”, czyli założenie mankietu do mierzenia ciśnienia, elektrody czytające pracę serca, pulsoksymetr pokazujący procent saturacji oraz częstotliwość tętna. Ma tylko jedno wkłucie, więc szybko złapałam za się za wykonanie następnego – poszło. Kolega uwija się z drugiej strony. Ciśnienie jak i reszta parametrów – są. Podłączamy płyny, żeby utrzymać BP*. Lekarz wykonuje w między czasie szybkie badanie USG, by obejrzeć czy najważniejsze narządy są nieuszkodzone lub czy nie występuje zjawisko odmy prężnej. Czysto, brak odchyleń. Po początkowym ustabilizowaniu pani, męska siła SORu pojechała na wykonanie tomografu. Ja w tym czasie sobie na spokojnie usiadłam za ladą i zajmowałam się innymi sprawami. Wrócili. Poza jakimś uszkodzeniem w obrębie ręki nic niepokojącego badanie nie wykazało. Ale za jakiś czas słyszę:
Czytaj więcej