Dyżur na P
Wszystko co dobre szybko się kończy, dzisiaj ostatni dzień moich praktyk w Zespole Ratownictwa Medycznego. Szkoda, bardzo szkoda, bo ten tydzień był może i bardzo intensywny, ale ta praca sprawia mi po prostu w tej chwili frajdę.
Pogoda średnia. Jak i całe to lato w tym roku.
Kanapeczka, bułeczka, herbatka. Doświadczyłam jakiegoś niesamowitego szczęścia, że każdego dnia mogłam o tej 7 wejść, ogarnąć się i spokojnie zjeść. W zawodzie ratownika można czasami uznać to za rarytas. Ale dobra, jadziem z koksem.
„Po napadzie padaczki”
Oho, dzień zaczyna się dosyć ciekawie, bo teraz ogarnijcie to. Gościu dostał ataku POD SZPITALEM psychiatrycznym, była przy nim już jakaś lekarska czy pielęgniarka. SOR „Polikliniki” jest, uwaga, ZA PŁOTEM. Musi zostać specjalnie wezwana karetka, żeby przejechać to jedno skrzyżowanie (bo tyle mieliśmy), ogarnąć gościa, który leży pod jednym szpitalem i dosłownie przerzucić go na drugą stronę płotu do drugiego szpitala. No jak mi nie powiecie, że to jest tak chory system, to ja nie wiem, chyba zaklaszczę czołem o parapet. Normalnie nic tylko bić gołymi pośladami w pysk te rozporządzenia.
Wyżyłam się, to i już mi lepiej. Wracamy do rzeczywistości. Podjechaliśmy pod ten nieszczęsny szpital, pan z gatunku bardziej żulus pospolitus. Heh no kto by się spodziewał. Wzięliśmy go za chabety i sru do karetki na podłogę. Ten się tam wije, ma przykurcze. Sprawdzenie takiemu delikwentowi poziomu glukozy to podstawa. To biorę jego palucha do nakłucia. *pyk*…nie leci, aha.
– Spróbuj nakłuć skrzydełko ucha, powinno pójść – doradził mi bardzo doświadczony ratownik. Nie dość, że skarbnica wiedzy to jeszcze kozak z charakteru.
No i ok, faktycznie pomogło. Lista lifehacków wyniesionych z praktyk powiększa się. Coś tam wyszło, chyba nawet w normie, bo jakoś w pamięci mi nie utknęło. Stoję sobie w karetce nad głową jegomościa i tak patrzę, patrzę i widzę, że zaczyna wywracać oczami tak, że zaraz będą tylko same „białka”. Czy on przypadkiem zaraz nie będzie miał…no właśnie, drugiego ataku. Już widzę, że zaczyna nim telepać no to co, zgrabnie podkładam dłoń między jego czołem a blachą od noszy co by sobie główki nie rozwalił i sprzętu nie ubrudził. Wiecie, ile to potem trzeba odkażać? Kolega w tym czasie strzela ukochaną Relaśkę.
– Widziałaś już kiedyś napad padaczki?
– No właśnie nie, to mój pierwszy raz.
– O widzisz, przynajmniej jakieś atrakcje zobaczysz.
No i tak sobie trzymałam tą dłoń, dopóki się nie uspokoił. Jak już było po wszystkim, pokonując z pacjentem odległą podróż za płot, oddaliśmy go na SOR.
Czas na (jakbyście zgadli) kawę szatana. Do tego oczywiście jakaś słodycz. Przecież po tak brawurowej akcji trzeba doładować baterie.
„Złe samopoczucie”
Och jeny, za co. Czas na poranny trening w postaci zasuwania na ostatnie piętro. Podczas pisania tych opowiastek zauważyłam, że jeśli wezwanie jest na ostatnie piętro, to zawsze musi dziać się coś dziwnego.
Okej, wchodzimy. Siedzi sobie na kanapie pan. Niedaleko stoi żona i chyba sąsiadka na to wygląda. Bodajże skok ciśnienia. Z gościem kontakt utrudniony, ale jak powie konkretnie to odpowie jakoś. Chyba trochę z nim coś nie teges. Ale oczywiście żona czy sąsiadka musiały wtrącać swoje dwa grosze. Wyciągam z torby ciśnieniomierz, mankiet, słuchawki. Pompuję, jestem w połowie odsłuchu i nagle tamten zaczyna coś gadać. NO NIECH BY GO SZLAG. No wziął i mnie wytrącił z równowagi. Boże, co za dziwne towarzystwo w tym domu. Ta żona powiedziała coś niemiłego w nasza stronę, bo już słyszałam jak kłóciła się z jednym z ratowników. Chowam zabawki do torby i słyszę z tyłu:
– Jakaś młoda lekarka.
– Proszę panią jesteśmy ratownikami medycznymi, nie lekarzami.
Świadomości społeczeństwa poziom 0.
Widzę, że sąsiadka powoli podchodzi do mnie i czuję, że coś będzie dziamgolić. Zaczyna mówić takim konspiracyjnym szeptem:
– Wie pani co..
– Nie, nie wiem.
– Bo on to..chory psychicznie jakiś jest.
Co.
– Aha – odpowiadam wymownie.
Dobra, trzeba stąd spadać. Klapek na jedną nóżkę, na drugą nóżkę, pana do karetki i jak najszybciej do tych biedaków z SORu.
To była chora akcja.
Chyba pióro S. Kinga mnie męczy albo muszę być bardziej wypoczęta, by czytać jego książki. Lub po prostu horrory mi nie wchodzą, bo jego „Bastion” wchłonęłam mimo 1200 stron drobnym drukiem.
„90 lat, kontakt utrudniony po udarze”
Adres? O taaaak. Dzień bez Heweliusza dniem straconym. Ale powiem wam, że mają tam bardzo ślicznie. A ogród totalnie wypasiony. Wzięliśmy chyba cały możliwy sprzęt, bo przy haśle podanym podczas zgłoszenia mogliśmy spodziewać się wszystkiego. Wchodzimy do odpowiedniego pokoju. Leży tam drobna staruszka. Z wywiadu wiemy, że pani na co dzień bardzo wesoła i gadatliwa nagle nie mówi. Tak naprawdę nie wiemy co podejrzewać. Zrobiłam jej podstawowe badania neurologiczne, ale ani nie pogorszyło, ani nie pomogło. No to panią sprawnie na nosze i z noszy do karetki. Taki tam czysto transportowy wyjazd, bo nic tutaj nie dało rady konkretnego zrobić.
Tego dnia miałam się zerwać znacznie szybciej, bo po pierwsze to wyjdę poza 80 godzin, które były w planie praktyk, a po drugie to następnego dnia w dzień już wyjeżdżałam na Depeche Mode do Warszawy, a ja ani ogarnięta, ani nie spakowana. Norma. A wyszło, że wyszłam niezbyt wcześnie. Po prostu lubię to robić i tyle.
„Kobieta, nadciśnienie, astma, depresja”
– O no proszę, pełen pakiet, hahaha!
Patrzę na zegarek, ostatni mój wyjazd tego dnia. I całych praktyk. Ledwo wysiedliśmy z karetki, kierownik zespołu daje mi torbę:
– Teraz Ty będziesz kierownikiem zespołu
– Ale…ale j-ja? Jak?
Nawet nie wiecie jak się wtedy zestresowałam. Co mam robić, jak wydawać polecenia? O co w tym wszystkim chodzi? Przecież moja wiedza nie istnieje. Waliłam po gaciach równo i z pewnością nie dało się tego nie zauważyć.
Wchodzę na klatkę, widzę schody…coś mi świta.
– Kojarzę to miejsce, byłam tu w tym tygodniu.
– Dobra, dobra. Nie obchodzi mnie to, co robisz prywatnie.
Miałam wtedy ochotę tych śmieszków zabić.
Jestem już w pomieszczeniu, patrzę na tą kobietę i już wiem. Smoliste stolce, kotki, królik. Ojj, już bardzo pamiętam. Oczywiście mi odjęło mowę, coś pojękiwałam, że pamiętam, że kojarzę przypadek wcześniejszy. Jakaś tam totalna improwizacja. Na szczęście nie było tak, że zostawili mnie samą sobie. Gdy robiłam podstawowe badania to ten prawdziwy kierownik zespołu zadawał potrzebne pytania. Zauważyłam też, że pani wygląda chyba gorzej niż przy pierwszej mojej wizycie u niej. Nie miałam przy sobie termometru, ale na 99% gorączkowała.
Okej, chłopaki panią znieśli, ja otworzyłam karetkę. W niej zbadałam palpacyjnie i osłuchowo brzuch, ale bez jakiś strasznych odchyleń. Czas na EKG. Analiza, analiza…Łojaciepanieniemogę. Zawał z uniesieniem odcinka ST, niemiarowość i wiele cudów świata. Dopóki pani stabilna to szybciutko do szpitala. Tam się już nią odpowiednio zajmą.
___
To już koniec opowieści z karetki. Praktyk nadszedł koniec, więc nie mam co więcej opowiadać. Mam nadzieję, że dobrze bawiliście się czytając te moje wypociny i nie uznaliście tego czasu za stracony. Od października wkraczam w trzeci i ostatni rok studiów. Czy dostanę od razu pracę po nich? Nie wiadomo. Dlatego trzymajcie za mnie kciuki i życzcie powodzenia podczas dalszej edukacji! Wtedy na pewno nie zabraknie mi sytuacji do opisywania. 🙂
To koniec opowieści z karetki, ale… w zeszłym roku odbywałam praktyki na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Tam też dzieją się rzeczy, że tylko się za głowę złapać. Postaram się wyłapać z pamięci jakiś kilka ciekawych sytuacji i opisać je tutaj. Dlatego też nie zamykam tematu od razu. Piątka!
Dziękuję za „już” i w miarę życiowych doświadczeń zawodowych, proszę o „jeszcze”. Moja wiedza z pracy w karetce wzrosła. Dziękuję za te pouczające opowieści z karetki tylko… czy aby to nie było z Twojej karetki? 🙂
Ten ból, kiedy przeczytasz ostatniego posta, i nie wiesz co dalej zrobić ze swoim życiem.
Jakby nie było- świetny styl, leciutka lektura na dobranoc. 😆
Dzięki tobie usnę z uśmiechem na ustach.
Szkoda że to już koniec. :<
Będę z niecierpliwością czekał na kolejne posty, o ile sobie przypomnisz.
Powodzenia w dalszej nauce, życzę samych lekkich i wesołych wezwań! 😆
Łeeee i co ja będę czytał na dobranoc ;c No cóż ja czas który poświęciłem ta te wypociny to najlepsza rzecz którą tutaj przeczytałem. No nic 3mam kciuki i powodzonka na oststnim roku studiów 😉 A ja wieczorkiem chyba zacznę czytać to od początku 😆
I tak z innej beczki dostanę autograf? 😆