Skip to main content
Dekontaminacja

Cierpiący zawsze milczy

Halo, halo! Żyjecie jeszcze? 😆

Udało mi się znaleźć chwilę akurat przed rozpoczęciem zajęć. O tyle szczęśliwie, że zaczynam dopiero od jutra.

Czas na słów kilka o wyciągniętych z pamięci praktyk na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Tak naprawdę było tego aż 200 godzin, lecz wiadomo, nie zawsze działo się coś spektakularnego. Także naprawdę musiałam wysilić swoje szare komórki by coś wygrzebać z mojej blond czupryny. Lecimy z tematem.

Jeśli myślicie, że praca w Zespole Ratownictwa Medycznego jest ciężka, macie rację. Na SORze jest często jeszcze gorzej. Ludzie nie są świadomi czym zajmujemy się, a raczej powinniśmy, zajmować się w tym miejscu szpitala. Jak sama nazwa wskazuje „Ratunkowy” – zgłaszamy się z dolegliwościami, które pojawiły się nagle, są bardzo nasilone, nietypowe, a lekarz rodzinny już nie dyżuruje.

– W czym mogę pomóc?

– Tutaj w nodze bardzo mnie boli i nie mogę chodzić.

– Od kiedy coś takiego się dzieje?

– Od tygodnia, ale od dzisiaj to ojoejajsaojdm…

Od tygodnia. Dalszej części nawet nie słyszysz, bo cała rzeczywistość zachodzi Ci mgłą ze złości. Dajcie mi kałacha, bo będę strzelać. A pozostaje tylko wymowne jak Rafaello spojrzenie z kolegami i koleżankami. I potem NO ILE MOŻNA CZEKAĆ albo NIC NIE ROBIO TE KONOWAŁY itp., itd.

Bo ogólnie pacjentów przybywających na SOR dzieli się na kilka typów:

– osoby naprawdę cierpiące, urazowe, udarowcy, zawałowcy, którzy potrzebują pilnej pomocy medycznej

– misie, czyli „bo mi się należy”

– szony 🙂

Istnieje też pewna niepisana zasada, którą medyk na sali segregacyjnej dostrzeże. Ludzie, którzy mają zawsze coś do powiedzenia nie potrzebują pilnej pomocy tego oddziału. Osoba cierpiąca zawsze milczy.

Ostatnio widziałam w internecie smutny kawał:

Na pełny SOR wbiega lekarz i krzyczy:

– „Wypad, wypaaaad”!

Osoby, które nie potrzebowały pomocy, uciekły. Te, które jej potrzebowały, nie ruszyły się z miejsc mimo wszystko.

___

Mogłabym o tym nawijać godzinami, rozdziałami w zależności od formy wypowiedzi. Bywało różnie. Smutno, wesoło, irytująco, obrzydliwie. A teraz czas na kilka sytuacji, w których miałam szczęście lub nieszczęście uczestniczyć. Są one z różnych dni, także mogą być przeskoki czasowe.

Wjeżdża ZRM, młody facet na noszach, ale zapięty mocno w skórzane pasy. Oho, pewnie była relaśka w dupalka, bo leży spokojnie. Gościu po dopalaczach. Aha, będzie wesoło. I było.

Gościu turbo agresywny, drze morde tak, że nie dość słychać go na całym oddziale, to jeszcze pacjentów straszy. Wzięliśmy go na R-kę, ten się szarpie i krzyczy coś w stylu:

– Asasasaa whwmwhw aaasssassas aaaa!

– Oho, ciekawe co to za odmiana języka.

– Może próbuje się połączyć z obcymi?

Trzymaliśmy go we czwórkę. Ja, trzech dorosłych chłopów i ledwo daliśmy radę.

– Dobra Monia, kuj go!

Nadal wychodzę z podziwu jak udało mi się w takich warunkach założyć mu wenflon za pierwszym podejściem.

Po jakimś czasie do szpitala przybyła jego dziewczyna, partnerka, żona, konkubina… Nieważne, niepotrzebne skreślić. Siedząc sobie przy punkcie rejestracji, nagle słyszymy z dalej położonej sali obserwacji krzyki:

– Agnieszkaaa ❗ ! Przynieś mi chipsy i piwooo!

– Agnieszka! Gdzie jesteś?! Ty stara, głupia wariatko! [proszę sobie przerobić na wersję mocniejszą]

Jak to piszą w „Chwili dla Ciebie”, śmiechom z tego gościa nie było końca przez kilka dni. Jeden z ratowników miał już taki ubaw, że podszedł z telefonem i chciał nagrać jegomościa. To skubany go zauważył i napluł na niego. Jedynie szybka reakcja ratownika spowodowała, że nie musiał obcować z niezbyt ciekawym wnętrzem pacjenta.

Gościu leżał u nas prawie 3 dni. 3 dni wyprowadzania z dopalaczy. Potem przeniesiony został na oddział kardiologii.

___

To zawsze musi się dziać jak siedzę w toalecie.

Alarm resuscytacyjny.* Szybko się ogarniam. Bierzemy z chłopakami sprzęt. Łapię za plecak i…obożeświętyjezus, co oni w tym noszą? Kamienie, do ostrzegawczego strzału w tył głowy, gdy nikt nie widzi? Toć to ze 25 kilogramów na mięciutko. Słyszałam tylko jak moje mięśnie pleców krzyczą „Monika, Ciebie chyba Bóg opuścił”. Także mało brakowało a nie ja plecak w górę, tylko plecak mnie o glebę. Ale dałam radę. Lecimy żwawym krokiem w miejsce, gdzie nas wezwano, wbijamy i co widzimy? Siedzi kobieta na krześle i czeka na zbawienie.

(na SORze jest zawsze tzw. zespół resuscytacyjny, który w razie wezwania do nagłego zatrzymania krążenia idzie na pomoc)

– A no bo pani zrobiło się słabo.

Raz, dwa, trzy – wdech. Raz, dwa, trzy – wydech.

– Dobrze, pani podejdzie z nami na SOR.

Położyliśmy ją na łóżku. Podstawowe badanka. Ciśnienie, tętno, saturacja, cukier. No właśnie, cuuuuukier. Jak nam wywaliło w glukometrze ponad 300 to zdziwko było, nie powiem.

– Pani choruje na cukrzycę? Jadła coś pani?

– No choruję. A no bo się śliwek w czekoladzie w nocy najadałam…

Winszować. No aplauz. Od absurdów w służbie zdrowia nie da rady uciec.

Pani szybko wyszła na własne życzenie.

___

Obcowanie z elitarnym gronem trolli* zarówno w karetce jak i na oddziale stanowi chleb powszedni. Zdarza się niejednokrotnie, że wchodząc na zmianę i tylko przekraczając magiczną granice wejścia na SOR, uderza w nozdrza ten charakterystyczny aromat niebranego prysznica od niekreślonej liczby dni zmieszanego z zapachem taniego wina. Zdarza się także niejednokrotnie, że niektórych stałych bywalców zna się z imienia, nazwiska i jego życiorysu.

(troll – po prostu pan żulek czy pani żulica)

Ale tym razem było inaczej. Przywieźli nam jakiegoś gościa, którego nikt wcześniej nie widział. Z twarzy widać, że już popija nieźle, a w momencie przybycia do nas nic nie ogarniał, prawie że nie przytomny. No to wzięliśmy go na R-kę. Chyba we trójkę czy nawet w czwórkę przy nim byliśmy. Patrzymy na niego i tak: jakiś kurde kapelusik, koszula, kamizelka typu bomber, spodnie, buty, nawet jeszcze nie tak brudny. Tak się śmiejąc i stwierdzając, że koleś nie ma przy sobie żadnych dokumentów, a swoich danych też nie był w stanie nam podać wpisaliśmy w kartę NN, a nazwaliśmy go Pan Hipster.

Pan Hipster był nawet grzecznym trollkiem. Do czasu. Oczywiście musiało trafić na mnie. Do sali obserwacji są dwa wejścia z dwóch końców. Akurat wchodziłam takim, z którego perspektywy łóżko Pana Hisptera było ostatnie. Tak sobie idę, patrzę, a Pana Hipstera nie ma. Podchodzę bliżej i widzę, Pana Hipstera na czterech łapach na podłodze, który nie wiem co próbuje.

– Te, Panie Hipser, wstawaj pan.

– Awhmhehmhmm…

– Dobra, jezu, wstawaj już.

Jako osoba z duża ilością empatii dla pijaków, postanowiłam mu pomóc. Chwyciłam go za kołnierz koszuli i dosłownie rzuciłam na łóżko. Skubany był tak wiotki, że wręcz na nie poleciał.

– No, a teraz leżeć mi tu.

Odwracając się zobaczyłam tylko punkt pielęgniarski, w którym jedna zza szyby z zacieszem na twarzy pokazała mi dwie okejki.

___

Akurat tego dnia wyszło, że miałam dodatkowo dyżur z koleżanką z roku.

Przywieźli gościa po narkotykach. Chudy, z wykrzywionym, dziwnym wyrazem twarzy, przestraszony, praktycznie goły. Chyba nie chcę wiedzieć w jakiej sytuacji spotkali go ratownicy z karetki. Zlecono dekontaminację. Oczywiście wiadomo kto musiał to zrobić, studentki. Przebrałyśmy się w nasze super stroje, w których po dłuższej męce pot spływa po tyłku i weszłyśmy do sali dekontaminacji. Początkowo wszystko szło spoko, aż do czasu, gdy typowi coś się przestawiło. Zaczął się opierać aż w końcu zszedł z leżanki, na której go ogarniałyśmy. Klęknął tyłem do nas świecąc swoimi zgrabnymi pośladami i wiszącą paróweczką i chwycił się ramy leżanki tak, że w żaden sposób go wyrwać. Długi czas go namawiałyśmy, prosiłyśmy, żeby się położył. Siła też tu nie poskutkowała. Aż w końcu normalnie jakieś objawianie we mnie wstąpiło i myślę „kurde, przecież on jest nafazowany. Jak widzi dwie osoby, w takich strojach jak z jakiegoś science fiction, jest w jakimś zamkniętym pomieszczeniu to pewnie myśli, że jest na jakimś niezłym bad tripie”:

– A wiesz, gdzie ty w ogóle jesteś?

– Nie wiem.

– Jesteś w szpitalu, nie bój się nas. My chcemy Ci tylko pomóc.

I normalnie po chwili jak ręką odjął. Jakoś się odblokował, wszedł na tą leżankę i dał się wyszorować.

Także czasem trzeba na spokojnie.

____

UWAGA! Jeśli jesteś osobą wrażliwą, która źle reaguje na treści obrzydzające, odłóż jedzenie. Żeby potem nie było.

Miałam wtedy nockę. Godzina około 1:30. Ogarniałam salę zabiegową po jakimś małym szyciu. Moje myśli już są w łóżku i nagle słyszę

– P. pacjenta przywiózł.

Osz kurna, nie. Szlag. Tylko nie on, bo on najwięcej żuli przywozi.

Jakże się wtedy nie myliłam.

Wkładam z kolegą ponownie nasze super stroje. Tym razem bez masek się nie obeszło, bo smród taki, że konie by popadały.

– Dobra, rozbieraj się pan.

No dobra, nawet zgrabnie mu to idzie. Nogi w jakiś dziwnych ranach. Tylko skarpetek nie chce ściągnąć.

– A skarpetki?

– Nie, nie zdejmę.

– No zdejmij je.

Kolega w końcu wziął i je odkleił. Ale kit z tym. Po ściągnięciu ich ukazał nam się wspaniały widok. Posypały się robaki. Tak, robaki, białe takie. Spomiędzy palców. Myślicie, że nas cofnęło czy coś? Absolutnie. Spojrzeliśmy tylko na siebie, na te robaki, na siebie. Kolega wziął tylko węża i te robaczki do spływu. Oczywiście wszystkie maszynki do golenia były tępe, więc trzeba było gościowi golić łeb zwykłymi żyletkami. Na wszelki wielki, bo nie wiadomo, czy coś po tych włosach nie skakało. A te dziwne rany na nogach to po prostu wyżarte przez robaczki.

Historia pana trolla dalej wyglądała następująco. Najpierw reszta ekipy była pełna podziwu, bo gościu po dekontaminacji był nie do poznania. Panu grozi amputacja nóg, bo może to się skończyć jeszcze gorzej. Na początku się zgadza, potem jednak zmienia zdania. Dalej już niestety nie wiem. Dodam jeszcze, że to był troll z tych znany na oddziale.

____

Na SORze wykonywałam jeszcze więcej przeróżnych czynności. Okrzyknięto mnie i lekarza „gównianymi bohaterami”, gdy twardo bez masek wykonywaliśmy czynność ręcznego wyciągania wielkich kamieni kałowych z odbytu pacjenta, bo jego porażenie jelit nie pozwalało na wypróżnienie tego (jak sobie przypomnę minę lekarza wykonującego wtedy USG… :lol:) Ilość miejsc intymnych jakie już widziałam u pacjentów podczas zabiegu cewnikowania sprawiają, że tematy krążące wokół tych narządów nie są dla mnie żadnym tabu. Ilość, wielkość i niedbałość odleżyn jakie czyściłam i opatrywałam u starszych pacjentów też jest nie mała. Kilometry, które się robi z pacjentami wioząc ich co chwila na RTG, USG, czy TK dają organizmowi w kość. Ale to ta część pracy, której czekający pacjenci zazwyczaj nie widzą.

Dzięki za uwagę, za poświęcony czas by przeczytać to wszystko. Jutro zaczynam zajęcia, będę miała sporo zajęć praktycznych. Od psychiatryka po chirurgię. Może zobaczę tam coś ciekawego.

Tematu jeszcze nie zamykam, bo może ktoś będzie miał jeszcze jakieś pytania, o ile będę potrafiła jakoś na nie odpowiedzieć. 😆 Miłego dnia! 🙂

7 thoughts to “Cierpiący zawsze milczy”

  1. Już tylko ta Twoja zaczarowana karetka pozwala mi jeszcze zaglądać do forum. Jestem pod wrażeniem tych Twoich relacji, stylu ich czynienia i w ogóle… to jest dobre. ma swoisty klimat, styl i wysoką jakość. Chciałbym przynajmniej w 1/100 pisać takie relacje, jakowe Tobie wychodzą. Pięknie pozdrawiam Ciebie i cały Zespół Twojej chyba karetki.

    Roman.

    1. Szczerze mówiąc, tak. Tylko problem polega na tym, że skończyłam praktyki, napisałam tych kilka wypocin i…co dalej? Chyba musiałabym zacząć pracę regularną, żeby mieć jakikolwiek materiał do opisywania. Okej, mam obecnie dużo zajęć na przeróżnych oddziałach szpitalnych. Minął już miesiąc i co widziałam ciekawego:

      – kolejny zgon, zamiast wykładu na OIOMie pobiegliśmy reanimować kobietę lecz niestety zmarła. 46 lat, bardzo ciężki przypadek. Tak ciężki, że dokładna przyczyna zgonu będzie ustalana na sekcji,

      – byłam przy porodzie przez cięcie cesarskie. Zabieg jest odjechane hardkorowy 😆 po wykonanym cięciu, dwie panie przy stole złapały za te wszystkie powłoki i ciągnęły w dwie strony, każda w swoją, totalnie „na chama”, żeby otworzyć brzuch,

      – podczas przeprowadzania wywiadu z osobą cierpiącą na schizofrenię okazało się, że pan karmił drugiego pana fusami od kawy:

      – Panie W., dlaczego pan karmił pana fusami?

      – No bo on chciał!

      – Ale on jest otępiały, nie mówi!

      – Ale mi powiedział, że chce!

      Całą grupa płakała i dusiła się ze śmiechu. Mało profesjonalne, ale na naszym miejscu też nie dalibyście rady.

      Wracając do wcześniejszego wywodu. Widzisz, miesiąc i tylko tak mały zasób tematyczny. No niby mogłabym wkładać wstawki typowo medyczne tłumaczone pod laików. Tylko nie czuję się jeszcze na tyle kompetentna, żeby coś takiego robić. Może trzeba poczekać do dyplomu?

  2. Bardzo podoba mi się to, co napisałaś. Miło jest móc poznać ten świat od wewnątrz. Choć już wcześniej spodziewałem się rzeczy drastycznych, nie wiedziałem o tym, jak ta praca może być irytująca, drażniąca i męcząca, jednak też dająca wiele do myślenia i satysfakcjonująca. Szkoda, że już tak rzadko tu piszesz. Wróć tu, proszę, jeśli oczywiście masz czas i chęci. Jeżeli jednak nie dasz rady, rozumiem. Życzę powodzenia w życiu i w zawodzie! W nauce też!

Dodaj komentarz