Skip to main content
Kebab w bułce

Zimny kebab

Przy takiej pogodzie to zaraz my sami będziemy pacjentami. Ciepłozimnociepłozimno. Co tym razem? Piękna pogoda.

Dyżur w zespole P

(dla przypomnienia: w takim zespole jeździ 3 ratowników medycznych w tym jeden jest dodatkowo kierowcą, drugi kierownikiem zespołu, trzeci członkiem zespołu i ogarnia pacjenta „na pace”)

Godzina 7, czas start. W sumie luzik arbuzik, w P się zawsze fajnie jeździ. Codzienne 12-godzinne dyżury zwalają z nóg. Jak zaraz nie strzelę sobie kawusi, to skonam. Już zalana, pięknie pachnąca czarna miłość wzywa do siebie, kusi…ale nieeee, gdyż:

„Krwawiąca rana z nogi”

IO IO IO IO IO z rana jak śmietana. Śmietana do mojej ostygniętej już kawy.

Chyba nadal jestem pod wpływem jakichś wyobrażeń. Mogłam nie oglądać „Szpitala” zbyt dużo, bo potem oczekuję hardkora na wyjazdach. Okej, w mieszkaniu starszy pan po jakimś szyciu czy coś rany na stopie. Po prostu się otworzyła i niefajnie krwawi, bo nałożony przez niego opatrunek powoli przeciekał. No to kolejna gaza, bandaż, owijanko. (Ważna zasada: jeśli tamujemy krwotok, to nie zdejmujemy starego opatrunku tylko dokładamy nowy. Nawet jeśli opatrunków jest już kilka) Rachu ciachu i po strachu. Ale pana trzeba było zabrać do szpitala na ponowne szycie tej nogi.

Dodatkowo szybki standard: ciśnienie, tętno, saturacja – wszystko jak najbardziej w porządku.

Co miałam zrobić? Wypiłam tą zimną kawę.

„Złe samopoczucie” – wzywający lekarz POZ. NOJEZUSMARIA

Patrzcie na to, no bo to są epickie jaja, nie. Już tam nie ważne, że wzywa się karetkę do przychodzi. To w sumie normalka, bo tam czasami ludzie potrafią paść. Ale zgadnijcie, gdzie ta przychodnia się znajduje. W wielkim kompleksie szpitala MSW. Musi tam przyjechać specjalnie ściągnięta karetka z bazy, żeby pojechać na teren SZPITALA. S Z P I T A L A. A wiecie co jest najgorsze? Że takie są zasady i musimy jechać do tego miejsca, mimo że kilka metrów dalej jest SOR. Przecież ktoś powinien za takie przepisy beknąć. Narzekałam na brak kawy, a ten wyjazd rozpalił mnie i resztę mojego zespołu do czerwoności.

[tutaj widnieje dialog chłopaków, ale nie da się tego zacytować ani zmiękczyć]

– Chodźmy, zobaczymy, który to lekarz taki mądry.

Oczywiście robimy dobrą minę do złej gry. Wchodzimy z przyklejonymi uśmiechami do gabinetu, bo przecież nie będziemy robić spiny na pokaz, a i też pacjenta szkoda straszyć. No i oto co widzimy na miejscu. Leży pan, na kozetce, normalnie chodzący, tylko trochę mu serduszko zaczęło łomotać a niedawno wyszedł z innego szpitala. Cudownie, no cudownie. Wyjazd życia.

No to pyk, jak zawsze ciśnienie, saturacja, tętno. Ok. Musieliśmy pana z terenu jednego szpitala zawieść (nawet nie zawieść, a podwieźć…) do drugiego. No po prostu śmierć, ananas i zniszczenie. Na samą myśl o tym wezwaniu robię odruchowego facepalma.

Karetka taksówką po raz trzeci.

Koleżanka z którą mam wymiennie praktyki (czyli jak ja mam P to ona ma S, następnego dnia odwrotne) zadzwoniła do mnie czy chcę kebsa, bo zajeżdżają po wyjeździe i może za mnie założyć. Drodzy czytelnicy, to się dopiero nazywa ratowanie życia. Kolejny dzień nie potrafiłam się po dyżurze ogarnąć ze zrobieniem obiadu na praktyki. A przy olsztyńskim dworcu robią obecnie tak sztosowe, że to poezja dla kubków smakowych.

„Słabe samopoczucie”

No to jest po prostu hit. Mistrzostwo świata. Ja się nie dziwię, że wypalenie zawodowe może dopaść już po 5ciu latach pracy. Jedziemy sobie do domu opieki, z którego przyszło wezwanie. Wbijamy do pokoiku, a tam kobietka trochę źle się czuje. No i co, lider przeprowadza jak zawsze wywiad, daje głodnej praktyk studentce zrobić standardzik. Wszystkie parametry okej. Chyba panie opiekujące zbytnio się chyba przejęły. Zostawiliśmy panią w łóżku z zaleceniami.

Musiałam się minąć z koleżanką, bo czekający na mnie kebab już był zimny. Ale zjadliwy, to najważniejsze.

POWINNIŚMY UCZYĆ SIĘ OD DZIECI

„Zasłabnięcie”

Jedziemy sobie, na mięciutko. Dojeżdżamy na miejsce, a tam starsza pani sobie siedzi na klatce na jakimś krześle a przy niej mała dziewczynka.

– Co się stało?

– A bo pani tutaj tak nagle przy ścianie zaczęła się obsuwać!

– Ile masz lat?

– Jedenaście!

– I to Ty pomogłaś pani?

– No tak. Jeśli widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy, powinniśmy tej osobie pomóc.

Odwróciłam się, żeby nie było widać jak zbieram szczękę w podłogi. Szybkie spojrzenie w stronę zespołu – to samo. Jest to bardzo przerażające czym stajemy się, gdy dorastamy. Często widząc ludzką krzywdę zamiast pomocy widzimy tylko gapiów z włączonym nagrywaniem. Skąd ta znieczulica wśród społeczeństwa. Ta sytuacja dała mi powody do myślenia do końca dnia.

Ale zejdźmy na ziemię. Podziękowaliśmy dziewczynce, Wzięliśmy panią pod pachy i zaprosiliśmy do karetki. Glukoza, tętno, saturacja ok. Ciśnienie wysokie.

– Choruje pani na coś?

– Nie wiem.

Wymowne spojrzenie z kolegą „na pace”.

– Ale jak to? Nie chodzi pani do lekarza?

– Nooo nie chodzę.

– Dlaczego?

– A bo tak jakoś… kolejki…

– Ech, bierze pani jakieś leki?

– A brałam na nadciśnienie, ale się wyleczyłam i już nie biorę.

Kolejne wymowne spojrzenie.

– Wyleczyła się mówi pani?

– No tak.

– …

Z nadciśnienia nie da się wyleczyć. Jeśli ktoś z was lub z waszej rodziny, znajomych zaczyna brać leki na nadciśnienie powinien brać je do końca życia. Bo potem są teki efekty.

Co mogliśmy zrobić, ukochany Captopril na nadciśnienie i transport do szpitala. Taki to jest zawód. Czasami fanfary na wyjazdach, czasami 90% wyjazdów do znienawidzonego „złego samopoczucia”.

One thought to “Zimny kebab”

  1. Coś nudni tam macie jak tylko karetka = taksówka. 🙂

    No cóż dalej oczekuję akcji podobnej do Szpitala bądź Na sygnale!

    Pozdrawiam gorąco i czekam na więcej ❗ <3.

Dodaj komentarz